Posucha…
U mnie ostatnio bardzo nielalkowo. Niby dziecko wyjechało na wakacje, więc czasu jest więcej i mogłabym podziałać. A ja nic…
Obiecałam sobie jakiś czas temu, że wczorajsza niedziela będzie lalkowa. Ale jak rano wsiadłam na rower, to zsiadłam z niego dopiero o 18.00 i możecie sobie wyobrazić w jakiej byłam kondycji, po przejechaniu 70 kilometrów.
Na tej karkołomnej wyprawie była ze mną tylko jedna z moich paskud:
Tu powiększenie, żeby dobrze było widać, która:
Póki co, wszystkie moje projekty są w fazie planowania. Z drugiej strony dobrze, że chociaż te plany jeszcze zostały… Łapcie jeszcze fotki dawno nie widzianej Mariki.
Niezła z niej żołnierka, co nie?
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających mojego ledwo tlącego się życiem bloga…
Bardzo podobają mi się zdjęcia z Mariką 🙂 Pozdrawiam
Marika wyszła zjawiskowo. Tak zalotnie, a zarazem zawadiacko. Bomba!
hej
Marikia wyszła superowo ..pozdrawiam ;-))))
Mój rower też mi się czasem nie chce od tyłka odkleić 😉 Czasem na wyprawy targam: statyw, aparat i lalkę, i nawet tego nie wypakuję.
Ale fotki masz bombowe! Nie widać po nich, że „wszystko jest w fazie planowania” 🙂
Marika wyszła zachwycająco! To pierwsze zdjęcie jest niesamowite! Życzę więcej długich wypraw rowerowych 😉
Pani komandos jest zarąbista!
fajne zdjęcia 🙂